
VIII Stalowowolskie Dyktando „Gżegżółki” – wyniki
Protokół z posiedzenia jury VIIl Stalowowolskiego Dyktanda „Gżegżółki 2016” przeprowadzonego w dniu 3 maja 2016 r.
W konkursie wzięło udział 113 osób.
Prace oceniało jury, pod honorowym przewodnictwem autorki dyktanda – Anny Garbacz, w składzie:
- Aneta Florek
- Ewa Wąsik
- Joanna Krawczyk-Bojarska
- Jolanta Mroczek
- Mariola Gujda
- Marta Janik
- Monika Laskowska
- Renata Jankowska
- Renata Ziajka
(Nauczycielki Publicznej Szkoły Podstawowej nr 3 w Stalowej Woli, jurorki miejskiego dyktanda dla szkół „O pióro Prezydenta”).
Kryteria oceny uwzględniały zróżnicowanie błędów na:
- błąd I stopnia („u”, „ó”, „ż”, „rz”, „h”, „ch”, „nie” z czasownikami, wielka litera) –
1 punkt ujemny;
- błąd II stopnia (pozostałe rodzaje błędów) – 0,5 punktu ujemnego;
- błąd III stopnia (interpunkcja) – 0,25 punktu ujemnego;
Wśród ocenionych prac nie było żadnej całkowicie bezbłędnej.
Najlepsza praca otrzymała 5,75 pkt. ujemnych, druga 7 pkt. ujemnego, trzecia 7,25 pkt. ujemnego.
Laureatami VII Stalowowolskiego Dyktanda „Gżegżółki 2015” zostali:
I miejsce – JOANNA PANEK z Lipnicy – kod D15 (nagroda: 1500 zł ufundowane przez Nadsański Bank Spółdzielczy w Stalowej Woli)
II miejsce – NATALIA STĘCHŁY z Ujeznej gmina Przeworsk – kod B2 (nagroda: 1000 zł ufundowana przez prezydenta Miasta Stalowa Wola Lucjusza Nadbereżnego)
III miejsce – BARBARA SKRZYPEK ze Stalowej Woli – C20 (nagroda: 500 zł ufundowana przez Miejski Dom Kultury w Stalowej Woli)
Tekst tegorocznego dyktanda:
W pół wieku po Milenium (Millennium)
(„)Zważywszy, że chrzest Mieszkowy dokonał się w przedschizmatyckich czasach, nie sposób nie rzec, że książę dalekosiężnie przewidział usytuowanie państwa polskiego w kulturze Zachodu(”) – pisał sędziwy duchowny.
To nie homilia była, lecz prolog filmu. Otóż ksiądz rezydent z parafii borniańskosulinowskiej wyżywał się jako reżyser amator, przygotowując historyczno-religijny (historycznoreligijny) wideoreportaż.
Wtem spoza odrzwi plebanii wychynęła Maciejowa, znowuż w zwarzonym humorze. Dzierżyła nadbutwiałe, niemniej bezcenne, białe kruki. Czegóż tam nie było! Łacińska Wulgata, grecka Septuaginta, tradycyjny Wujkowy przekład Pisma Świętego, a nawet staro-cerkiewno-słowiańskie wyimki z Nowego Testamentu.
Ale dorzucono też niby-sensacyjny chłam o Państwie Wielkomorawskim i lśniąco niebieską, acz sfatygowaną, Biblię Tysiąclecia.
Gdyby nie ksiądz-bibliofil, któremu zhandlowali te książki na pchlim targu, toby je niechybnie zmełli w papierni albo zhajcowali w piecu.
– („)Ktoś tu jest beztroski jak boża krówka i hojny dla pseudoksięgarzy – prychnęła gospodyni hardo. – A ja na obiad podam chyba li tylko jarmuż i kronselki(”).